wtorek, 20 listopada 2012

Idealny początek?


       W jednym z odcinków 'Game Time' po tym jak Knicks odnieśli piąte zwycięstwo Greg Anthony został zapytany w studio: co różni obecnych Knicks od drużyny z sezonu 1993/94? Anthony odpowiedział, że Nowojorczycy wkraczając wtedy w sezon czuli się jak najlepszy team w lidze- to miał być ich czas. Knicks w trwających rozgrywkach raczej nie mogą się tak czuć, a już na pewno nie są tak postrzegani. Nie mają tyle talentu co Heat i Thunder, ławki jak Clippers, czy siły podkoszowej Grizzlies. W tych kwestiach nie mogą się równać z tymi drużynami- zresztą było to już wiadome przez rozpoczęciem tego sezonu. Mike Woodson zdawał sobie doskonale sprawę, że nie ma wystarczająco talentu, żeby zmierzyć się z czołówką ligi. Dlatego też postawił na twardą, nieustępliwą grę w obronie- takie zastosowania po tej stronie parkietu sugerował już ostatni sezon i letnie wzmocnienia. W ofensywie Knicks cechuje szanowanie każdego posiadania i zespołowe rozgrywanie akcji dowodzone przez doświadczonych graczy oraz w końcu posiadanie w składzie rozgrywających z prawdziwego zdarzenia. 

Obecna postawa i gra Nowojorczyków nie powinna zaskoczyć nikogo, kto starał się spojrzeć dalej niż na metryki zawodników oraz nie oceniał ich szans w tym sezonie przez pryzmat wyrobionych opinii o zawodnikach i całej organizacji. Oczywiście sam bilans zwycięstw do porażek zaskoczył chyba wszystkich- nikt nie mógł się spodziewać, że model Woodsona będzie skuteczny do tego stopnia. Jedną z głównych kwestii budzących wątpliwości przed startem nowego sezonu było zaadaptowanie się dwójki gwiazdorów z Nowego Jorku w defensywnym systemie Mike'a Woodsona. Po części- przynajmniej na pierwsze 2 miesiące- problem z przystosowaniem się Stoudemire rozwiązał się sam i co więcej, przyczynił się do przesunięcia Anthony'ego na pozycje silnego skrzydłowego, na której jest zwyczajnie lepszym obrońcą. Sprawdziły się obawy o zdrowie Amar'e sprzed sezonu, ale z takim wynikami Nowojorczyków już nikt nie tęskni za bohaterem z przeszłości, który stwierdził, że: 'Knicks are back!'. 

Do końca nie wiadomo co zmieniło Carmelo Antonhy'ego- występ na Olimpiadzie, brak sukcesów jego drużyn, krytyka egoistycznego stylu gry, olewanie obrony czy... miejsce w rankingu ESPN? Tak naprawdę jest zbyt wiele rzeczy, które mogły się złożyć na zmianę jego postawy i to prawdopodobnie ich natłok dał do myślenia Anthony'emu. Tutaj nie chodzi wyłącznie o przesunięcie go na 'czwórkę'- pozycja na parkiecie ma oczywiście znaczenie na jego dyspozycję, ale nie jest w stanie zmienić samego podejścia do gry. Melo walczy o każdą piłkę, rzuca się w trybuny, nurkuję na parkiecie, nie unika fizycznej gry, walczy z większymi od siebie zawodnikami i nie tylko przykłada się do obrony, ale nawet zdarza mu się ustawiać kolegów po tej stronie parkietu. Zapomnijcie o niebroniącym Melo- jego już nie ma. Według 82games Anthony broniąc na pozycji PF pozwala na produkcję rywali na poziomie 12.8 PER przez 48 minut, samemu produkując 25.4 PER. O sile tej drużyny świadczy dodatkowy wysiłek i poświecenie, a z brakiem takiej postawy u największej gwiazdy trudno byłoby o pozytywne rezultaty. Dzięki takiej grze Carmelo Anthony znalazł się w ścisłej czołówce kandydatów do nagrody MVP.

Nowe rozgrywki zmotywowały również dwójkę innych kluczowych graczy Knicks- Ramonda Feltona i J.R. Smitha. Felton nie tylko miał za sobą nieudany poprzedni sezon, który zawalił z wiadomych przyczyn, ale również dźwiga na swoich barkach ciężar wylotu Linsanity do Teksasu. Osobiście przed sezonem byłem przeciwnikiem zezwolenia na odejścia Jeremy'ego (wciąż nim pozostaje), ale też doskonale zdawałem sobie sprawę, że Felton będzie zwyczajnie lepiej pasował do systemu Woodsona. Po defensywnej stronie jest on walczakiem, nieodpuszczającym żadnej gry przeciwnikowi i jak mało kto potrafi bardzo osobiście podejśc do pojedynków z innymi rozgrywającymi oraz stworzyć z nich małą rywalizację (pojedynki z Chalmersem, czy z Deronem Williamsem). Poza tym występowanie na pozycji rozgrywającego nie opiera się wyłącznie na kreowaniu akcji, ale na łamaniu obrony przeciwnika, a tej umiejętności nie można odmówić Feltonowi. W ofensywnie trudnych momentach dla zespołu potrafi dostarczyć kilka ważnych punktów z rzędu- czy to przedostając się pod obręcz przeciwnika, czy oddając rzut z pół-dystansu. Podczas pojedynku z Heat, który był wypełeniony akcjami drive-and-kick Felton zaliczył 9 asyst, co jest jego największą zdobyczż w tym sezonie. Na jego grze zyskuje również Carmelo Anthony, który otrzymuje podania do gry w izolacji w bardziej dogodnych pozycjach (w high-post'cie na około półtora metra od linii końcowej, lub z prawej strony sprzed łuku za trzy punkty)- na 17 udanych zagrań w ISO, aż 7 zaczynało się od zagrań Raymonda (nie licząc zagrań, po których Melo lądował na lini rzutów osobistych).

Fenomen zmiany J.R. Smitha polega na tym, że tak naprawdę wcale on się nie zmienił- robi to co robił do tej pory, tylko po raz pierwszy jest  od niego wymagane. Jak dotąd trenerzy chcieli ugasić zapędy strzeleckie Smitha- tymczasem Woodson oczekuje od niego jak największej ilości rzutów, wjazdów pod kosz i wszelkiego rodzaju aktywności ofensywnej, której brakuje w arsenale Nowojorczyków. Póki co J.R. spisuje się znakomicie i sieje spustoszenie w szeregach defensywnych przeciwników. Nie ogranicza się tylko do zdobywania punktów, ale również robi wszystkie inne niezbędne rzeczy: walczy na tablicach, rozdaje kluczowe podania, kradnie piłki przeciwnikom, kiedy trzeba z poświęceniem nurkuje na deskach parkietu i dostarcza mnóstwo energii całej drużynie- jest takim mini-MVP z ławki. To że gra z wielkim zaangażowaniem w defensywie nie jest niczym nowym dla osób, które oglądały Knicks w poprzednim sezonie. Oczywiście w dużym stopniu to zasługa systemu i samego Mike'a Woodsona, który jest też odpowiedzialny za przemianę Imana Shumperta. Wcześniej oboje gracze byli tylko szalonymi strzelcami, teraz z tchniętą w nich wiarą zyskali nową jakość.

Duet startujących obrońców, w osobach Raymonda Feltona i Jasona Kidda, jest moderatorem gry ofensywnej Knicks. Dzięki umiejętności rozgrywania obu zawodników Nowojorczycy są w stanie utrzymywać płynność w ataku. Na chwilę obecną ball-movement drużyny prezentuje się na jednym z najwyższych poziomów w całej lidze. Jason Kidd chociaż gra na pozycji rzucajacego obrońcy to nie skupia się wyłącznie na oddawaniu rzutów w sytuacji spot-up. Niejednokrotnie w tym  sezonie zachwycił nas niesamowitym przeglądem pola. Rozgrywanie jest jego instynktem, tyle że teraz kreowanie akcji nie spoczywa na jego barkach- on zwyczajnie podaje to dalej i rozpoczyna ruch piłką. Kidd 'zużywa' jedynie 10% czasu gry Knicks w ataku (najwidoczniej stara się nie przetrzymywać zbytnio piłki), przy ponad 26% Feltona, czyli przez ponad jedną trzecią posiadania Knicks piłka jest w rękach rozgrywających (obaj gracze spędzają znaczną część czasu gry razem na parkiecie). Kierowanie grą przez ten duet sprawiło, że Nowojorczykom jest obca stagnacja w ofensywie i nie polegają wyłącznie w niej na akcjach w izolacji Anthony'ego-chociaż nawet ten element ataku przestał pełnić funkcję ball-stoppera i wydaje się być granym w rytm jak nigdy dotąd. 

Po pierwszych trzech wygranych Knicks spore wrażenie robił styl w jakim zostały one osiągniętę. Chociaż podopieczni Woodsona zdemolowali swoich przeciwników, to można było mieć obawy co do trwałości sposobu wygrywania. Nowojorczycy trafiali na szalonej skuteczności rzuty za 3 punkty i utrzymanie jej było praktycznie niemożliwe. Podobnie jak wygrywanie każdego meczu kilkunasto-punktową różnicą. W następnych trzech spotkaniach (Mavericks, Magic, Spurs) Knicks wykazali się opanowaniem i dojrzałością. W ich grze nie było szaleństwa, ale wciąz nie zagrażała im stagnacja i zarazem nie tracili też kontroli nad meczem. Udowodnili, że potrafią odpowiednio dysponować swoją energią w danej fazie meczu oraz dostosować ją do klasy rywala. Ponadto pokazali też, że nie śpieszą się z wygraną i czekają na odpowiedni moment na zadanie ostatecznego ciosu- tak jak na drużynę z doświadczeniem przystało. Co najważniejsze zawsze pozostają w grze bez względu na stratę punktową do rywala. Mistrzem wykonywania decydujących zagrań o losie meczu jest Jason Kidd, o którego przydatności dla zespołu nie da się wyczytać ze statystyk. Jedyne co można tam znaleźć to 2 celne rzuty za 3 punkty, 4 asysty, 2 przechwyty. Tyle, że jeden z tych przechwytów będzię zrywem dla całego zespołu, po jego asyście Knicks wyrównają wynik, a 'trójka' da pierwsze prowadzenie w czwartej kwarcie.

Knicks mają 28-me tempo gry w lidze, a pomimo tego znajdują się wciąż w czołówce NBA w średniej zdobyczy punktowej na mecz (7 miejsce ze średnia 100.5 punktów na mecz). Dlatego tezę, o 'starych dziadkach' nie nadążających za tempem można spokojnie przekreślić. Te dziadki nie biegają, bo nie muszą- ich gra jest opanowana, a świadczy o tym też najniższa ilość popełnianych strat w lidze- 10.5% na 100 posiadań i trzeci najlepszy wynik wymuszeń strat na przeciwniku- 16.5% na 100 posiadań. Knicks się nie śpieszą, bo wiedzą że nawet z ustawioną obroną przeciwnika, ich ball-movement, czy indywidualne akcje są w stanie dostarczyć im punkty. Przy takim ratio popełnianych strat do wymuszeń błedów na przeciwnikach gracze z Madison Square Garden mogą sobie pozwolić też na oddawanie większej ilości rzutów z dystansu. Ponadto świadczy to też o obronie zespołu, w której wykorzystywana jest praca przede wszystkim nóg i ustawienia zawodników, a nie ręce, bloki i często wynikające z nich faule (na 2 miejscu w najmniejszej ilości popełnionych fauli w tym sezonie). Zresztą gra defensywna Knicks to nie tylko dowództwo i patrolowanie obwodu przez Chandlera (według 82games Knicks są +50, gdy ten jest na parkiecie), ale też koncentracja i dodatkowy wysiłek wszystkich członków zespołu. Do tego Nowojorczycy zaczeli nas przyzwyczajać pod koniec zeszłego sezonu, a z dodatkami w postaci Feltona, Kidda, Brewera, Prigioniego system Woodsona mógł funkcjonować tylko lepiej.

To nie był oczywiście idealny początek, choć trudno oczekiwać lepszego. Knicks tracą zbyt dużą ilość łatwych punktów, gdy ze strefy podkoszowej jest wyciągany Chandler. Jest to też następstwo jego gry w pomocy i niestety jedno musi się odbywać kosztem drugiego. Podobnie jest z walką na tablicach i występowaniem Carmelo Anthony'ego na pozycji silnego skrzydlowego- wiadome jest, że cały system na tym zyskuje, ale Knicks zbierają mniej piłek z niższym zawodnikiem na tej pozycji. Chociaż z drugiej strony średnio 8 zbiórek na mecz nie jest złym wynikiem. Z czasem coraz większą rolę w zespole będzie odgrywał Marcus Camby, który już w meczu przeciwko Pacers dał próbkę swoich możliwości. Camby jest specjalistą od zbiórek oraz kontestowania rzutów, a więc dwóch pięt achillesowych Knicks. Jeśli się martwicie o to czy w tym wieku jeszcze może, pomyślcie jakie zdanie mieliście na temat ilości paliwa w baku Kidda i powrocie Wallace (w obu przypadkach też miałem spore wątpliwości).

Z wzbudzającym powszechny niepokój sprawą powrotu Stoudemire'a można wysunąć następujący wniosek: coraz większa ilość zwycięstw sprawia, że ręka Woodiego staje się lżejszą, a tyłek STATa odwrotnie. Dlatego też gdy ta tendencja będzie zysykiwać na sile, a on będzie bardziej przeszkadzał niż pomagał drużynie, to go już nie podniesie z ławki i nie pomoże mu nawet jego 100-milionowy kontrakt. Wybaczcie, ale presja w Nowym Jorku jest zbyt duża, żeby tak poprostu zaprzepaścić szanse jakie stoją przed tą drużyną. Poza tym kontrakt STATa został osierocony, w klubie nie ma juz Donniego Walsha, a Amar'e nie jest owocem pracy Glena Grunwalda. Ponadto dlaczego Woodson miałby ryzykować swoją posadą i nominacją do trenera roku dla dziwięcio-cyfrowego kontraktu niezasilającego, ani nie obciążającego jego konta. Dolan może podejmuje absurdalne decyzje kadrowe, ale śmiem wątpić żeby mieszał się do wystawiania pierwszej piątki, tym bardziej jeśli działałoby to powtarzalnie ze szkodą dla całej drużyny. Z całą niechęcią do właściela drużyny z MSG trzeba przyznać, że jego ostatnie niezrozumiałe decyzje wyszły drużynie na dobre. Chociaż do końca nie wiemy kto miał ostateczny głos w sprawie Lina  to przy rezygnacji z angażu Phila Jacksona odpowiedź jest jasna. Czy stać go na to, aby zrezygnować ze zwycięskiej drużyny dla kilkuset baniek i tak po części wyrzuconych już w błoto? Stoudemire musi udowodnić, że jest wart gry w tym teamie i że stać go na wysiłek i poświęcenie jakie widać u pozostałych zawodników, a wtedy będzie mógł się znowu stać użytecznym graczem... z ławki. Bo jak mawia Woodson i Melo 'This year it's all about the team'. 

Co z meczem z Memphis? Osobiście nie dziwię się reakcji zawodników, a nawet mnie ona cieszy. Gdy gra się z takim zaangażowaniem i wolą walki trudno nie reagować emocjonalnie na niektóre z decyzji, które mogą zaprzepaścić cały wysiłek. Nie istotne czy mieli rację, czy było to słuszne- w ogóle czy ktoś się zastanawia teraz czy słusznie reagowali Knicks z lat 90-tych? Często ponosiły ich emocje, bo grali twardo nie odpuszczali i nie chcieli tego stracić. Takich Knicks chcieliśmy i Mike Woodson takich ich nam dostarczył. Jeszcze nieraz pewnie dojdzie do podobnych sytuacji w tym sezonie, gdy reakcje naszych graczy będą się wymykać spod kontroli (pierwsza kwarta z Indianą), ale to jest cecha charakternych zespołów. To na ile charakterni są obecni Knicks pokazała nam czwarta kwarta w Memphis. Po tym meczu Grizzlies zostali okrzyknięci najlepszą drużyną w lidze i dobrze, niech wyjdzie im to na zdrowie. Knicks nie mogą się czuć obecnie najlepszym zespołem w NBA, tak jak według Grega Anthony czuli się w 1994 roku. Tylko czy to ważne? W sezonie regularnym walczy się o zwycięstwo w dywizji i najlepsze rozstawienie w Play-Offs. Skupmy się narazie na tym, a z posiadanym doświadczeniem i wynikającym z niego opanowaniem nie powinniśmy się martwić o fazę posezonową w wykonaniu Knicks, nie teraz.

3 komentarze:

  1. Musze przyznac ze artykul zrobil na mnie wrazenie:)Az serce roslo gdy sie to czytalo.Masz talent stary!Jak nic!Pzdr!
    Lets Go KNICKS!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Znowu opłacało się wstać o 2 10 KNICKS ARE BACK :)- jak to mawiał Stat :) http://chomikuj.pl/NYKNICKS NOH-NYK, LAL-BKN, PHI-TOR

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo to z serca było Stefanie :) Dzięki wielkie za dobre słowo!

    OdpowiedzUsuń